Nie ..nie będzie o hemoroidach.
Macie swoje słabości..takie punkty w które najłatwiej uderzyć...
W związku z tym jesteście podatni ..na manipulacje..przez osoby trzecie..
Przytocze Wam krótką historie..
Bywam osobą nerwową...niezawsze taka byłam...
Zjadłam nerwy na postronkach,zęby i wyliniały mi włosy...wszystko za sprawą miłości ,a raczej pseudouczuć...od płci przeciwnej...
Tak bardzo potrzebowałam tej bliskiej osoby ..że nie widziałam a raczej otworzyć oczu nie chciałam,jakby się skleiły od nadmiaru tuszu do rzęs...nie zauważałam jak bardzo ktoś ,komu ufam robi ze mnie wariatke,osobę z ogranicznikiem myślenia..
Stawałam przed lustrem..i widziałam w sobie dno i metr mułu...
Tak mocno strzaskana i wypluta rzygowiną byłam ,,ja,, jako wartość..
Czyli nic...
Toksyna wżarta w podświadomość...rozprzestrzenia sie milimetr za milimetrem powoli...
Osiada na duszy ...toczy Cie jak wirus..
Zastanawiasz się...może faktycznie to prawda ..do niczego sie nie nadaje..
Doszło do takiego stanu...że nie miałam sił na kiwnięcie palcem w bucie...
Nie miałam motywacji by jeść...by trwać...by żyć...
Nic już nie zależało ode mnie..
Nie pamiętam kiedy znalazłam sie w szpitalu...ale wystarczył ułamek sekundy..by wtopić się w sen i nigdy więcej się nie obudzić...tak wtedy miałam cel...jedyne na co było mnie stać...jedyne co tu trzeba leczyć usłyszałam ...to nie panią...nie głowę...ale dusze...
Ciekawa teoria...słów nie zapomniałam..
Bolały mnie mięśnie ..kości...umierałam każdego dnia...
Tak mocno wdusił we mnie piętno ...jeden człowiek...nic z tego naszego ,,bycia razem,, nie było dobre...co mnie uratowało?
Kiedy zaczęłam otwierać oczy?nie pamiętam momentu...ale wiem że nie byłam sama...
Ktoś wygrzebał mmie spod ,,ziemii,,ze sterty syfu ...
I to wołanie,,mamo wstań,,
Tak pozbierałam się w ciągu dwóch lat...dzwignęłam sie ...odrodziłam...wypłakałam chyba cały wodospad łez....znów wyciągałam wnioski...
Nie wolno pod żadnym pozorem tak pozwolić sobą manipulować...poniewierać....
Nie mogę odpowiedzieć na pytanie dlaczego...tak sie zachował...skoro ,,kochał,,...
Dlaczego tak bardzo pozbawił mnie mojej wolności..
To nie jest odpowiednie pytanie...
Prawidłowe brzmi,,dlaczego pozwoliłam na to by niszczył mnie kazdego dnia po kawałku,zabierając wszystko w co choć troche wierzyłam,,
Dziś moge powiedzieć,że wybaczyłam ...nie mogłam tłumić w sobie żalu ...bo nic dobrego mie wróżył...czuję ulgę...
Po'latach wiem ,że to jedna z tych miłości oplecionych chorobą...
Gdzieś u podnóża w zarodku...była zła...
Czy jestem spokojniejsza?
Staram się...żyjemy w takich czasach gdzie stres towarzyszy nam na codzień...w pracy w domu,w kolejce...
Nie ominiemy tego...ale może tak bardziej luzniej?nie spinac sie...czasami nie jesteśmy w stanie przeskoczyć wszystkiego ...
Mój punkt zapalny...głupia wrażliwość...w którą czasami ktoś z doskoku wyceluje ...
Ale dziś jestem już silniejsza..odporniejsza...
A popłakać zawsze sobie mogę...
Na swojej huśtawce...
Chciałabym by nikt nie robił Wam prania mózgu...jestescie istotą myślącą...
Macie poczucie własnej wartości...nie pozwólcie by ktoś to jednym ruchem ,jednym gestem zmiótł na Waszych oczach...zabiarając cząstke Was samych ...głeboko w przepaść...z której czasami nie ma wyjscia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Można wybrać opcje komentowania naciskając "Konto Google" przy "Skomentuj jako" .