wtorek, 6 października 2015

34.A gdyby tak sen się dokonał.

Pokocham chyba tę jesień...złote liście...lecące na łeb..przyklejające sie do podeszw..
Nim się obejrzysz zaliczysz dupą podłoże twarde...takie śliskie namoknięte skurczybyki..
Udałam się na spacer...w ten plugawy dzień..
Lubię te swoje piesze wycieczki...nawet w najmniejszych zakątkach coś dla siebie wynajde...popatrze...podreptam..pomilcze( bo zazwyczaj mam w nawyku gadać troche do siebie...)poczytam jeśli ławka wygrzana...
Dziś wlazłam w las głeboki...nie grzybów zbierać mnie nie nada...nie naumiałam sie..
A ładne były ...takie w grochy...duże ( mutanty)ale co sie dziwić...u nich tu wszystko modyfikowane..zapakowałam kilka kasztanów...( poklece jesienne ludki,ostatnio je robiłam,kiedy Gargamelki lubiły chodzić do szkoły)
Tak sie zapatrzyłam w zbieractwo tego co natura wysypała..że lekko przeoczyłam droge powrotną...przytuptałam do pobliskiej wioski...z fest dygnięciem...ja pierdolę...wpuść babe do lasu...wróci po roku...tak też jest ze mną...
Musze mieć oczy dookoła dupy i łba...żeby sie nie gubić...co z tą orientacją na starość'sie wyrabia...dlatego też nigdy nie będe czynnym kierowcą...ba ! nie będę żadnym...bo co ja poczne jak tir mnie będzie mijał?otóż to...
Pan taki ładny kolorowy przy straganie z dyniowatymi więdł...i udzielił mi drogowskazu..gdzie dalej...skutecznie trafić...
Ale tak,gdzie belzebub sam nie wlezie...tam Jagnę pośle...
Wlazłaś babo w kozi róg..to i wyleziesz cała zdrowa...z przytupem i wkurwem na czole( bo takie zmarchy mam teraz od bluzgania na siebie i tików skórnych polikowo czółkowych)
Wróciłam ...z kieszeniami pełnymi kasztanów..i zmarzniętymi kończynami..i z dynią od straganiarza...na dokładkę...z wodą w butach...( gdzie ja teraz takie kamasze kupie)
Upatrzyłam jedne...wczoraj w galerii..kokneje...mus jest teraz zakupić...mam jakiś argument przemawiający za...
Ale śnił mnie się cudny sen...ja je sporadycznie zapamiętuje..
Wytarmosił mnie z siodeł że tak powiem..taki był odjazdowy...
Kulig...prawdziwy góralski...nie takie tam saneczki podwiązane do rury wydechowej samochodu..( zanim gdziekolwiek się doślizgasz na tych płozach to najsampierw sie obkopcisz) ...ten taki mój wysniony ..sanie ciągały dwa koniki...mróz...prószy śnieżek...
I ognicho z góralską oscypką ..i bigos w kotle pyrczył...
I muzyka...hej góralu...hej! i tańce do rana białego...taki oto sen...( niechaj Wam już rosną zęby) ....bo to co się wyśniło...dane będzie odbyć...
Zatem ahoj przygodo! Zimowa zaiste...bo sanie po asfalcie nie pociągną...chyba że na wrotkach...:-)
Nic sie do mnie nie odzywacie...a ja chciałam pokonwersować...na te ludzkie tematy...i inne ...a tu cisza...cichosza....i siedzę sama...Robinson na bezludnej wyspie...
Obejrzę zatem film...porą nocnych marków...bo nocki na wygnaniu zarobkowym często bezsenne...sen przychodzi...nad ranem....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Można wybrać opcje komentowania naciskając "Konto Google" przy "Skomentuj jako" .