poniedziałek, 12 października 2015

40. Poniedziałku pozwól żyć.

Zwlekłam dziś swoją powłokę ...prawą nogą...zatem tryskam ,promienieje..
Jednym słowem...papa mnie się nie zamyka..z tej energii rozsadzającej mnie od cebulek włosów po maly paznokieć u stóp...czy odwrotnie idąc ..jeden grzyb..
Grunt że czynna jestem...bo z poniedziałkami to bywa różnie..
Ale co powody do radości som...a Polacy chłopcy malowani meczyk ładnie rozegrali..
A Czerwony Nochal Zygfrydowy wybranek ,poszoł won do pracy ..tym samym mnie dupy nie utruwa...nie stęka jakby zatwardzenie miał...
A że w domu póki co gra orkiestra ,młody zdolny,nadal ściąga zadania z matmy ...
Mama moja rodzicielka od rana biega podskakując z nogi na nogę..wykrzykuje...
,,pierdolca można dostać,, z psem ,kotem i siwielcem Jakubem ojcem mym..
Także funkcjonuje fabryka...lubie rozmowy z nimi...każdy coś wesołego klepnie do słuchawki...bez skarg sie nie obejdzie...a że pies psotny...zeżarł stól i 3 krzesła...ojcu wszystkie buty..a że kot po scianach skacze i standardowo na głowie lub na plecach ojcowych siada..litani druga i najdłuższa od młodego..
A że dziadki to jednak już wstaja i witają skleroze..a że szkoła jest do dupy i na co ona komu...a że gimnazjaliści są niereformowalni...że tylko tyłek zlać i patrzeć czy spuchnie..
A że ja zwariowałam do reszty skoro mam zamiar tyle czasu raptem tyg 6 na wygnaniu zarabiać...a to się mogę teraz położyć nóżką machnąc...różdżką zakręcić...to może i spłynie kasa sama z się...po czem wysłał mi parę zdjątek z bluzami ,które ewentualnie chciałby w prezencie...także zakup matko ..
Co tam jeszcze w świecie mym...
Aha ,że pierworodnę sie zaziębiło ,przypielgrzymkowało do chałupy swej rodzinnej po niezbędniki lekarskie...i zabrało całą apteczkę...
Ponieważ jak stwierdził...leki są drogie( wiecęc babunia da...bo może ma darmo...)
Cwane bestyje...ale cóż jak chore...z gilami po kolanka....mysli bardzo kalkulacyjnie...
Następnie znów mamę słyszę...ludzie dajcie żyć...a to ojciec znów czegoś namietnie poszukuje...zostawisz gdzieś kiedyś ten siwy łeb...
Teraz młody przemawia...jesieni nie lubie...wszyscy są tacy szarzy...depresyjni...że na samą myśl ...chce sie srać...a że jeszcze podesłał zdjęcia ledwo skończył gadać...
Do bluz dokup matko...czapkę ..kupi sie kupi...
I tak godzina upłynęła na smiechu do łez...taką zawsze radoche mi sprawiają...chyba nawet o tym nie wiedząc...
To są właśnie te małe - wielkie rzeczy...te drobiazgi ,które powodują że chce się żyć...pomimo pogody,na którą wiecznie narzekamy...i że poniedziałek też mógłby sie nigdy nie pojawiać...to takie momenty ...są zawsze mile widziane i słyszane..
I co mi więcej powiedzcie do szczęścia trzeba...wszystko mam...
No może ...jeszcze Was brak mi na Huśtawce...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Można wybrać opcje komentowania naciskając "Konto Google" przy "Skomentuj jako" .